wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 51

Przed rozpoczęciem czytania tego oto rozdziału zalecana jest wizyta u psychologa lub dobrego psychiatry. Rozdział ten może zawierać treści mogące doprowadzić do uszczerbku psychicznego osoby czytającej. Ps: Ostrzegałam :P

Roześmiani stanęliśmy przed domem. 
-Wiesz to chyba najbardziej szalona rzecz jaka zrobiłam w całym swoim życiu-powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-To jeszcze nie koniec niespodzianek-powiedział unosząc mnie do góry.
-Co Ty wyprawiasz?-zapytałam z niepewnym uśmiechem.
-Przenoszę Cię przez próg-sprawnym ruchem otworzył drzwi.
-Może mnie teraz postawisz?-zapytałam kiedy staliśmy już dłuższą chwilę w korytarzu.
-Nie ma takiej opcji-powiedział kręcąc głową. Zaczął wchodzić po schodach. Wniósł mnie do swojego pokoju gdzie ułożył mnie na łóżku.
-Idziemy spać?-zapytałam przeciągając się.
-Nie do końca o tym myślałem-położył się obok mnie przyciągając mnie do siebie.
-Wiem nie wiem dlaczego się dziwię.... Mogłam się przecież tego po Tobie spodziewać-przymknęłam oczy kiedy poczułam jego dłonie na swoich plecach. Dotknęłam opuszkami palców jego twarzy. Zrezygnowany przekręcił nas tak, że znalazł się nade mną. Uniosłam brwi do góry parząc na jego twarz, na której pojawił się urzekający uśmiech. Pochylił się i musnął delikatnie moje usta. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam go bliżej do siebie. Zaczął całować mnie po szyi. Zamknęłam oczy odchylając głowę do tyłu, tym samym odsłaniając mu do dyspozycji większy obszar. Palcami dotykałam jego naprężonych mięśni na brzuchu. Drżącymi dłońmi odpięłam mu guziki koszuli i zsunęłam ją z niego. Rozwiązał moje włosy, które opadły kaskadą na poduszkę. Zsunął ze mnie sukienkę, która wylądowała na podłodze. Złączył swoje usta z moimi. Zaczął mi jeździć ręką po brzuchu robiąc ślaczki. Westchnęłam cicho w jego usta. Ten wydawał się być tym faktem zadowolony. Jego ręka znalazła się na moim udzie. Krew zaczęła buzować w moich żyłach. Mogłam śmiało powiedzieć, że byłam już całkowicie rozbudzona. Z łatwością pozbyłam się jego spodni. Na wskutek czego oboje byliśmy w samej bieliźnie. Rozpiął mi stanik, który jak pozostałe nasze rzeczy, wylądował na podłodze. Znowu złączyliśmy się w pocałunku. Zjechał swoimi dłońmi wzdłuż mojej talii zatrzymując je na biodrach. Zaczął lizać moje sutki przerywając co chwilę by nabrać powietrza, drażniąc tym samym wrażliwe na dotyk piersi. Całując coraz niżej zdjął moje majtki. Poczułam jego ciepły oddech na swoim kroczu. Przyśpieszyłam oddech czując jego poczynania. Zmięłam w dłoniach fragmenty prześcieradła czując narastające z każdą chwilą podniecenie. Byłam już blisko dojścia jednak nie pozwolił mi na to. Przeniósł się z powrotem w górę całując mnie w usta. Pozbył się swoich bokserek. Spojrzał przez chwilę w moje oczy i wpił się na nowo w moje usta. Odsunął swoją twarz na parę milimetrów od mojej. Poczułam pewien ucisk w podbrzuszu i jego w sobie. Jęknęłam cicho podając biodra do przodu pozwalając mu wejść głębiej. Narzucił jeden rytm. Po paru sekundach poczułam rozchodzące się po całym moim ciele ciepło. German opadł na miejsce obok mnie i oboje uspokajaliśmy oddech.
-Łał... to była szalona noc-powiedziałam zmęczonym głosem przytulając się do niego.
-Nie da się ukryć kochanie-pocałował mnie w czoło, obejmując ramieniem. Poczułam, że moje powieki opadają zasnęłam.
Obudziłam się leniwie unosząc powieki do góry. Na pierwszym planie pojawiła się uśmiechnięta twarz Germana. Jeszcze spał. Jestem mężatką?Dziwne. Nigdy nie myślałam o tym, że zwiążę się z kimś tak na zawsze. Nałożyłam na siebie koszulę Germana i  wyszłam z jego pokoju udając się do swojego. Wyciągnęłam z szafy jakąś sukienkę i poszłam wziąć prysznic. Po paru minutach stałam już całkowicie ubrana przed lustrem. Przejechałam błyszczykiem po ustach i zeszłam na dół.
-Ooo...Angie- powiedziała Viola cicho chichocząc. Usiadłam obok niej przy stole i zaczęłam robić sobie kanapkę.
-Coś ze mną nie tak?-zapytałam patrząc czy nie poplamiłam sobie czymś sukienki.
-Nie...Wszystko z Tobą w porządku. Tylko myślałam, że nie zobaczę Cię tak prędko-powiedziała z uśmiechem nalewając sobie soku.
-Niby czemu?
-Bo...Mmm...Myślałam, że byłaś zajęta czymś.... Związanym z tatą-powiedziała a na moich policzkach zaczęły pojawiać się rumieńce.
-Co masz na myśli?
-A już nie ważne... Miałam iść was zawołać na śniadanie, ale nie chciałam przeszkadzać-powiedziała wstając od stołu.
-Dobra, dobra nie mam pojęcia o czym Ty teraz do mnie mówisz-powiedziałam już całą czerwona.
-Oj Angie... Przecież wiesz o co mi chodzi...Inaczej nie przypominałabyś teraz pomidora-mrugnęła do mnie i poszła do swojego pokoju. Kanapka, która była w połowie drogi do moich ust opadła na talerz. Czy ona wie więcej niż mi się wydaje?
-O czym myślisz?-zapytał German siadając obok.
-O tym, że jednorożce na prawdę istnieją.
-Co?!?-zapytał krztusząc się kawą, którą właśnie pił.
-A i o tym, że przed domem widziałam smoka...-powiedziałam robiąc minę myśliciela.
-Dobra Angie... Jadłaś dzisiaj coś podejrzanego?
-Nie... Raczej nie, ale wiesz dzisiaj pod prysznicem widziałam krasnoludka-powiedziałam szeptem.
-Idziemy do lekarza.
-Ale po co? On jest czarodziejem?
-Może najpierw chodź się przewietrzysz....pociągnął mnie za sobą na zewnątrz-Lepiej?
-Czy te drzewa wyglądają jak lizaki?
-Wybacz mi to co teraz zrobię-mruknął biorąc mnie na ręce i zaniósł w stronę basenu.
-Geeeermmmaaaaannn....Niiiieeee wrzuuucajjj mnie doo teeejjj lawyyyyy-powiedziałam i wpadłam z pluskiem do wody-Ty do reszty zwariowałeś?Chciałeś mnie utopić?-zapytałam wychodząc cała mokra z basenu.
-Już z Tobą lepiej?
-A było coś ze mną nie tak?-zapytałam wyciskając wodę z włosów.
-No...eee... Teraz coś...Bredziłaś-powiedział gestyulując.
-Weź sobie nie żartuj-mruknęłam patrząc na niego spod byka-I to był dobry powód do tego, żeby mnie utopić?
-Ale ja wcale nie chciałem Cię utopić....Chciałem Cię no...Otrzeźwić.
-Dobra,dobra....Uznajmy, że nie było sytuacji... Dzięki za  kąpiel, ale była zbędna...Idę się przebrać...-zrezygnowana opuściłam ręce i wróciłam do willi. Szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju gdzie się przebrałam i wysuszyłam włosy.
-Nie gniewasz się?-zapytał stając w drzwiach.
-Nie-odpowiedziałam krótko nie patrząc na niego.
-Wiesz mam inne wrażenie-powoli zaczął do mnie podchodzić.
-Mylisz się-powiedziałam odwracając się od niego.
-Uh...-spuścił głowę- Jeden dzień jesteśmy małżeństwem, a ja już coś schrzaniłem...
-German spokojnie... Nie jestem na Ciebie zła-powiedziałam łagodnie, odwracając się i patrząc na niego.
-Na prawdę?
-Na prawdę-powiedziałam z uśmiechem przytulając się do niego.
-Chodź mam dla Ciebie bardzo ważną niespodziankę.
-Jaką?-zapytałam z błyskiem w oku.
-Zobaczysz-powiedział prowadząc mnie do gabinetu.
-Po co tu przyszliśmy?-zapytałam podchodząc do biurka.
-Zobacz co jest w kopercie-powiedział podając mi ją. Niepewnie otworzyłam i wyciągnęłam z niej...
-Bilety? Do Grecji? Na prawdę? Z jakiej okazji?-zadawałam pytania jak karabin maszynowy.
-Tak bilety. Lecimy do Grecji. Na prawdę. Nasz miesiąc poślubny-cierpliwie odpowiadał.
-Ale..Jak? Kiedy?
-Jak? To chyba samolotem, a kiedy? To...eee... dzisiaj w nocy-powiedział lekko speszony.
-Dzisiaj? W nocy? German Ty do reszty zwariowałeś? Musimy się przecież jeszcze spakować. Nie mogłeś mi tego powiedzieć prędzej?-zapytałam z wyrzutem. Odgarnęłam włosy do tyłu.
-Chciałem Ci zrobić niespodziankę.
-A zamiast niej załatwiłeś mi pracę na cały dzień ... Jesteś taki kochany-powiedziałam z sarkazmem-Dobra. Idę nas spakować-zrezygnowana wzruszyłam ramionami.
-Pomóc Ci?-zapytał.
-Żebyś coś zepsuł? Poradzę sobie-podeszłam do niego i cmoknęłam w policzek.-Życz mi szczęścia...


No to tak. Ta scena z nocy poślubnej....Eeee....Never....Nigdy więcej. Nie znoszę opisywać takich sytuacji xD Ale czytać na innych blogach to co innego :D Nie wiem dlaczego, ale jak przepisywałam tą scenkę cały czas się śmiałam. Dobra nie będę się rozpisywała, bo już po 00:00 więc zaczyna mi odwalać. :D macie namiary na dobrego psychiatrę?? :D Coś mam przeczucie, że jutro w szkole będę nieprzytomna xD Do zobaczenia.... See you soon :D :D Wiecie jakie jest moje ulubione słówko po hiszpańsku? Nada-czyli nic :D :D Nie wiem dlaczego :D 

//Angeles

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 50

W nocy nie mogłam spać. Przekręcałam się tylko z boku na bok. Wizja ślubu przerażała mnie. Już na zawsze będę tylko z jednym mężczyzną, ale z mężczyzną, którego kocham. W końcu nie wytrzymałam i wstałam z łóżka. Zegarek wskazywał 5:02. Narzuciłam sobie na ramiona jakąś bluzę Germana. Zeszłam na dół. Swoje kroki skierowałam do kuchni. Mimo, że nie byłam głodna zrobiłam sobie kanapkę. Nie mogłam nic przełknąć. Zrezygnowana odłożyłam prawie całą kanapkę na bok. Wypiłam całą szklankę soku. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Fryzjera miałam zamówionego na 8. Mam  jeszcze dużo czasu do tej godziny. Weszłam na górę po schodach i skierowałam się do pokoju mojej siostry. Ostatnio dość często o niej myślałam. Usiadłam na krześle przed lustrem. Wydawało mi się jakby ktoś za mną stał, ale jak się obróciłam nikogo nie zauważyłam. Chyba zwariowałam.
-Siostrzyczko...Prawdopodobnie mam coś nie tak z głową, bo mówię do kogoś kogo od dawna nie ma wśród żywych, ale mam takie wrażenie jakbyś tu była. Dzisiaj mój ślub. Może to dziwnie zabrzmi, ale żenię się z Twoim mężem. Nienawidzisz mnie, prawda? Ale już nie cofnę tego wszystkiego co się wydarzyło. Wiesz o wiele trudniej jest mówić to Tobie niż komukolwiek innemu. Może to dlatego, że boję się Twojej reakcji? Dobra powiem Ci prosto z mostu. German jest kimś wyjątkowym. Ja, zakochałam się w nim. Każdego dnia kocham go jeszcze bardziej mimo, że tyle razy mnie już zawiódł. Czy to właśnie jest miłość? Marjo czy myślisz, że mogę z nim być szczęśliwa do końca? Czym myślisz, że nigdy mnie nie zdradzi? Nigdy mu się nie znudzę? A może w jego wypadku to tylko krótkotrwałe zauroczenie, które po jakimś czasie minie? Dopadły mnie chyba właśnie wątpliwości przedmałżeńskie. Słuchając siebie samej chyba bym zwariowała. Jak Ty to wytrzymujesz? Boję się tego ślubu. To nie ma nic wspólnego z kimkolwiek. Boję się, że coś nie wyjdzie, że ktoś zepsuje mi ten dzień, że... sama nie wiem... Boję się wszystkiego. Przecież wszystko może się wydarzyć. Mam mnóstwo czarnych scenariuszy... Dasz mi jakiś znak? Czy mogę już swobodnie pogodzić się z tym, że jestem wariatką, która mówi sama do siebie?-rozejrzałam się po pokoju. Nic się nie stało. Czyli zwariowałam.
-Angie? Czemu nie śpisz?-zapytał zaspany męski głos.
-Nie...Nie mogłam.
-Chodź położysz się jeszcze na chwilę...Może jeszcze zaśniesz...
-Warto spróbować..-wróciłam z Germanem do pokoju. Otuliło mnie błogie ciepło kiedy tylko moja głowa znalazła się na poduszce. Nie wiem nawet kiedy, ale zasnęłam.
Stałam w jakimś pustym, jasnym pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jestem tu kompletnie sama. Przede mną pojawiła się postać.
-Maria?-zapytałam zdziwiona.-Co Ty tutaj robisz?
-Przyszłam Cię odwiedzić siostrzyczko-jej głos brzmiał jak echo.
-A-ale dlaczego? Przez te wiele lat nie dawałaś znać, a teraz się zjawiłaś... Tak nagle.
-Prosiłaś o znak, a więc jestem-powiedziała z nieznikającym uśmiechem na twarzy.
-Cieszę się, że tu jesteś, ale czemu dopiero teraz? Czemu Cię nie było, kiedy tak bardzo Cię potrzebowałam?-zapytałam ze łzami w oczach.
-Moja malutka Angeles.. Ja przecież zawsze przy was byłam. Nigdy nie zostawiłam was samych, Nawet nie wiesz jak ciężko jest patrzeć na swoją rodzinę i nie móc zamienić z nią ani słowa. I wtedy nadchodzi ta smutna prawda, że ja tak naprawdę już nie istnieje...
-Przestań, Mario słyszysz? Masz przestać i to natychmiast. Dla nas wszystkich Ty nadal istniejesz mimo, że nie możemy Cię zobaczyć nadal jesteś w naszych sercach.
-Ty zawsze byłaś taka kochana-powiedziała robiąc gest jakby chciała mnie przytulić, ale w ostatniej chwili się powstrzymała-Co do tego co dzisiaj mówiłaś...Angie ja nie potrafię się na Ciebie gniewać... Szczerze nie mam o co... Chcę, żebyś była szczęśliwa i to jest dla mnie najważniejsze. Jeżeli to właśnie German sprawia, że masz uśmiech na twarzy nie mam nic do powiedzenia.. Życzę wam tylko szczęścia...Czasami Ci się dziwie.. Tyle razy poważnie działa Ci na nerwy, a Ty nadal z nim jesteś. Jak Ty to wytrzymujesz?
-Wiesz to może przez to, że nie chcę go stracić.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym być teraz z wami.. Przy Tobie w tak ważnym dla Ciebie dniu.
-Czyli to wszystko co się teraz dzieje, tak naprawdę nie jest naprawdę?
-To wszystko dzieje się w Twojej głowie, ale skąd wniosek, że nie dzieje się naprawdę?
-Nic z tego nie rozumiem.
-Mam tego świadomość... Powiedzmy to tak... To dzieję się naprawdę, ale takie zjawisko nie ma prawa istnieć. Są jednak pewne wyjątki. Przykładem może być to, że jestem właśnie w Twoim śnie.
-Od razu lepiej-powiedziałam z uśmiechem.
-Na mnie już chyba czas. Mam nadzieję, że jeszcze uda nam się kiedyś spotkać. Nie bój się tego ślubu. Wyobraź sobie, że będę szła przy Tobie. Możliwe, że poczujesz się po tym lepiej.
-Nie odchodź jeszcze.. Tęsknie za Tobą.
-Niestety muszę... Ja za Tobą bardziej siostrzyczko-powiedziała i znikła.
Błyskawicznie otworzyłam oczy. To było dziwne. Zegarek wskazywała 7:40. Szybko wstałam z łóżka i nałożyłam na siebie byle co. Zbiegłam na dół. Zabrałam ze sobą Violettę i poszłyśmy do fryzjera. Całe szczęście przyjmował niedaleko i jakimś cudem zdążyłyśmy. Do domu wróciłyśmy po 9. Nie czułam swoich włosów. Miałam w nich chyba za dużo lakieru. Przytyłam chyba przez niego z pięć kilogramów. Kiedy przekroczyłyśmy próg willi zobaczyłyśmy moją mamę stojącą przy sofie. Z nie wyraźną miną rozmawiała z Germanem.
-BABCIA!-krzyknęła moja siostrzenica i wpadła w ramiona mojej mamy.
-Violu!-powiedziała przytulając swoją wnuczkę. Spojrzała na mnie ponad ramieniem Violetty. W jej oczach z niewiadomych przyczyn pojawiły się łzy.
-Angie...-powiedziała łamiącym głosem ruszając w moją stronę.
-Mamo...-przytuliłam ją do siebie.
-Jak się czujesz? Wszystko w porządku?-pytała przyglądając się mojej twarzy.
-T-tak wszystko w porządku-powiedziałam powoli.
-Nie powinnaś się już ubierać?-zapytała.
-A która godzina?-poczułam się tak jakby coś ściskało mi wnętrzności.
-Chyba coś koło 10 kochanie...
-Chyba zaraz zwymiotuję-powiedziałam zatykając sobie usta dłońmi.
-Może lepiej nie wymiotuj...Chodź pomogę Ci-chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do mojego pokoju-Gdzie masz sukienkę?-zapytała rozglądając się po pomieszczeniu.
-W szafie-powiedziałam siadając na łóżku.
-Piękna jest. Na co czekasz? Wstawaj z tego łóżka i nakładaj ją-powiedziała wciskając mi sukienkę w ręce. Po pięciu minutach jakoś udało mi się z nią uporać. Mama zapięła mi zamek i stanęłam przed lustrem. Podała mi buty i spojrzała na mnie niepewnie.
-Jesteś pewna, że po tym ślubie nadal będziesz żywa?
-Mam nadzieję-powiedziałam wstając chwiejnie z łóżka. Mam wpięła mi we włosy welon i byłam już gotowa.
-Jesteś już taka dorosła...Teraz się żenisz...Niedługo postanowisz założyć rodzinę...Zostanę babcią...Angie, moja malutka Angie... Wychodzi za mąż..-powiedziała moja mama ze łzami w oczach.
-Mamo..Proszę nie płacz...Bo ja też się popłaczę i się rozmarzę-powiedziałam podnosząc głowę do góry hamując napływające mi do oczów łzy.
-Już... Już dobrze...Po prostu jestem z Ciebie taka dumna, z tego, że w końcu ułożyłaś sobie życie... Naturalnie mogłaś z kimś innym....
-Mamooo...
-Ja tylko mówię... ale skoro z nim jesteś szczęśliwa... to i ja jestem...
-Przytulisz mnie?-zapytałam cicho. W ramionach mamy poczułam się tak jakbym nadal była dzieckiem. Sama osoba mamy dawała mi zawsze poczucie bezpieczeństwa. Nie wyobrażam sobie tego, że kiedyś mogłabym ją stracić.
-Chyba musimy się powoli zbierać-powiedziała, a moje serce zaczęło szybciej bić.Nie mogłam ruszyć się z miejsca.
-Będziesz przy mnie?-wypaliłam kiedy mama była już przy drzwiach.
-Ja zawsze przy Tobie jestem Angie-uśmiechnęła się do mnie.
*********************************************************************************
Stałam przed ogromnymi drzwiami kościoła. Cała się trzęsłam. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Tak właściwie czemu się denerwuję? Przecież teoretycznie ślub to tylko zmiana nazwiska, ale przecież nie tylko... ślub to związanie się z kimś na całe życie. Organista zaczął grać na pianinie "Marsz Mendelsona". Wszyscy zwrócili oczy w moją stronę, a ja stałam jak sparaliżowana. Raz, dwa, trzy... Zrobiłam mały krok, potem drugi i trzeci i jakimś sposobem szłam w stronę ołtarza. Parę razy zachwiałam się jednak chyba nikt tego nie zauważył. Czułam się tak jakby moje ciało szło samo, a dusza była gdzieś obok. Ocknęłam się z transu i chwyciłam wyciągniętą w moją stronę dłoń Germana. Wszystko co mówił ksiądz przelatywało przez moją głowę, nic z tego nie rozumiałam.
-Czy ktoś z tu obecnych zna jakiś powód dla którego Ci zakochani nie mogą być razem? Niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki.-głos dotarł do mnie jakby przez mgłę. Machinalnie odwróciłam się i spojrzałam na wszystkich zgromadzonych. Pablo miał minę jakby miał zaraz zwymiotować. Zdawało mi się, że dostrzegłam zarys sylwetki Dallasa, ale chyba mi się to przewidziało. Posłałam Germanowi delikatny uśmiech.
-A więc nie przedłużając, powtarzajcie za mną...-German odwrócił się do mnie i uśmiechnął.
-Ja German Castillo, biorę sobie Ciebie Angeles Carraro za żonę i ślubuję Ci miłość...wierność ...i uczciwość małżeńską i, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci-mrugnął do mnie na co miałam ochotę zacząć się śmiać... Co się ze mną dzieję?
-Ja..Angeles Carrara, biorę sobie Ciebie Germanie Castillo za męża.... i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską i, że..... Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci-skończyłam z uśmiechem.
-Dobrze, a teraz obrączki...-powiedział ksiądz.
-Angeles... Przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...-powiedział German wkładając mi na palec obrączkę. Spojrzałam na nią, a potem z powrotem w jego oczy.
-Germanie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego-teraz to ja założyłam mu na palec złoty krążek.Nadal przyglądałam się jego twarzy trzymając go za ręce.
-Co Bóg złączył, człowiek nie rozłączy...-dalsze słowa do mnie nie docierały. Stałam tam zahipnotyzowana patrząc się w Jego oczy.-...Możesz pocałować Pannę Młodą-powiedział ksiądz z uśmiechem patrząc na Germana. Temu nie trzeba było tego wiele razy powtarzać. Przysunął się do mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Rozległy się brawa. Powoli odsunęliśmy się od siebie, patrząc na zgromadzonych ludzi. Chwyciłam wyciągniętą dłoń German i wybiegliśmy z kościoła. Nie zwracałam uwagi na to, że w tych szpilkach mogłam złamać nogę. Liczyła się tylko ta chwila. Od teraz jestem mężatką! Kiedy tylko przekroczyliśmy próg kościoła zostaliśmy obrzuceni ryżem. Wsiedliśmy roześmiani do samochodu, który prowadził Ramallo i pojechaliśmy na salę.
*********************************************************************************
Tańczyłam przytulona do Germana. Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam na jego twarz. Dochodziła druga, a ja już nie miałam na nic siły. Chciałam się położyć i zasnąć. Byłam wykończona tym dniem. Miałam jednak świadomość tego, że ta noc tak szybko się nie skończy.
-Jak się czujesz?-zapytał obracając mną dookoła.
-Poza tym, że teraz mi nie dobrze, to jestem zmęczona...-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-A jak czujesz się z tym, że teraz jesteś panią Castillo?-zapytał przyciągając mnie do siebie.
-Jak się czuję? Sama nie wiem.... Dziwnie...
-Czemu?
-Bo czuję, że nic tak naprawdę się nie zmieniło w moim życiu. Nadal jest takie same jak było przed ślubem... Zmieniłam tylko nazwisko... Nic innego się nie zmieniło...
-Co powiesz na to, żebyśmy się urwali z reszty zabawy?
-A ładnie to tak zostawić gości samych?-zapytałam marszcząc czoło.
-No wiesz... W ten jeden dzień można-wyszeptał mi do ucha-Chodź...-chwyciłam jego dłoń.....................

I oto przed wami ten ślubny rozdział.. Miałam napisać jeszcze noc poślubną , ale nie jestem jeszcze do tego psychicznie nastawiona xD Tzn... Ona jest już napisana, ale nie chce mi się jej przepisać xD Leń jestem i tyle :P Nie ma to jak pisanie rozdziału o 23 w nocy xD Do zobaczenia :* :* A i Angie miała taką sukienkę, ładna?: 



poniedziałek, 10 marca 2014

Jednorazówka: Życie nie jest takie kolorowe jak się wydaje.

W dużym domu na przedmieściach Madrytu mieszkała rodzina Carrara. Angeles i jej mama były stałymi mieszkankami tego domu. Ojciec dziewczynki wraz z jej starszą siostrą jeździł w trasę koncertową. Maria była sławną piosenkarką, która już w młodym wieku zrobiła wielką karierę. Angeles strasznie tęskniła za swoją starszą siostrą, wszyscy wiedzieli, że były one do siebie bardzo przywiązane. Jednak kontakt między siostrami uległ diametralnej zmianie przez światowe tournee Marii. Matka starała się zapełnić pustkę w sercu młodszej córki jednak nie mogła zrozumieć, że najbardziej uszczęśliwiłby ją powrót ukochanej siostry.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowy dla dziewczynki. Było ciepło aczkolwiek nie upalnie. Angeles miała dzisiaj urodziny i liczyła na to, że na jej przyjęciu pojawi się jej siostra. Kto zabroni dziecku mieć marzenia?
Angeles była już na nogach od samego rana. Przygotowywała się na przybycie gości, a zwłaszcza Marii. Wybrała jasnoróżową spódniczkę i białą koszulkę z odkrytymi ramionami. Mama podkręciła jej włosy lokówką i była na spotkanie ze swoimi koleżankami. Pierwszy dzwonek i przyśpieszone bicie serca z nadzieją, że to właśnie ona... I to rozczarowanie kiedy to pojawiła się pierwsza z koleżanek. Zabawa trwała w najlepsze jednak Angeles wcale nie miała humoru. Siedziała na schodach, a w jej oczach pojawiły się łzy. Rozległ się dzwonek do drzwi. Dziewczynka otworzyła je.
-Kim jesteś?-zapytała patrząc podejrzliwie na wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka.
-Mam na imię German. Jestem z Twoją siostrą i to właśnie ona mnie tu przysłała-powiedział przyklękając tak, że znalazł się na wysokości twarzy Angeles.
-Nie znam Cię-dziewczynka przymrużyła oczy.
-Mam tego świadomość... Ale mam dla Ciebie prezent od Marii.
-Naprawdę? Wejdź-powiedziała z uśmiechem na twarzy-Chodź ze mną-złapała go za rękę i pociągnęła mężczyznę za sobą po schodach do swojego pokoju.-Co masz dla mnie?-zapytała dziewczynka z szerokim uśmiechem.
-Tutaj prezent od Twojej siostry...-podał jej misia. Ogromnego misia.
-Ale on śliczny-powiedziała przytulając się do swojej nowej przytulanki.
-Ja też coś dla Ciebie mam-powiedział wyciągając z kieszeni jakieś pudełeczko.
-Co to takiego?-zapytała patrząc zamyślonym wyrazem twarzy na mężczyznę.
-Otwórz to zobaczysz-powiedział z uśmiechem podając jej opakowanie.
-Ger...??
-German..
-No właśnie tak. Pamiętałam... On jest śliczny-powiedziała wyciągając złoty naszyjnik z zawieszką z jej imieniem.
-Zapiąć Ci go?
-Mógłbyś?-podała mu naszyjnik i podniosła włosy do góry.
-Czemu kupiłeś mi ten naszyjnik?-zapytała siadając po turecku na łóżku.
-Bo dowiedziałem się, że masz dzisiaj urodziny-powiedział siadając naprzeciwko niej.
-Czemu Maria nie przyjechała z Tobą?
-Bardzo chciała przyjechać, ale musiała dać dzisiaj kolejny koncert.
-Czyli koncert był dla niej ważniejszy ode mnie?-zapytała dziewczynka ze łzami w oczach.
-Nic nie jest dla niej ważniejsze od Ciebie-powiedział patrząc na nią z uśmiechem.
-Gdyby mnie kochała to by tutaj była-powiedziała krzyżując ręce na klatce.
-Angie... Mogę tak na Ciebie mówić?
-Możesz.
-A więc Angie... Maria bardzo Cię kocha i gdyby to zależało tylko od niej byłaby tu teraz i razem z Tobą świętowałaby Twoje urodziny.
-A-ale Ty jeszcze tu ze mną zostaniesz?-zapytała patrząc na niego z nadzieją.
-Pewnie-odpowiedział z uśmiechem.
-Opowiedz mi teraz co robi Maria?
-Maria koncertuje po całym świecie. Jest już tym zmęczona, ale robi to co kocha. Mimo, że strasznie za wami tęskni, śpiewanie to jej pasja i nie może bez niego żyć.
-Wiesz... W przyszłości chcę być taka sama jak ona. Też chcę być sławną piosenkarką.
-Na prawdę? A dostanę Twoją płytę z autografem jak już będziesz sławna?-zapytał.
-Zastanowię się-powiedziała z udawanym namysłem.-Zazdroszczę Ci wiesz?
-Czego?
-Bo patrz Germanie... Ty widziałeś Marię już kilka razy w tym roku, a ja... ja nie widziałam jej już... no od dawana. A Ty mnie lubisz?
-Wiesz Angie... Ciebie nie da się nie lubić-dziewczynka zaczęła się śmiać.
-Ja Ciebie też lubię Germanie... Wiesz masz strasznie długie imię... Mogę mówić na Ciebie...eee... Germi? Może być Germi?
-Haha.. Może być-powiedział czochrając włosy Angie.
-Eeeej... Miałam taką ładną fryzurę, a Ty mi ją zepsułeś. Jak mogłeś?
-Oj nie gniewaj się.. Daj szczotkę to Cię uczeszę.
-Jest na szafce nocnej-wstał i usiadł za nią. Po paru minutach uporał się z burzą włosów Angie.
-Wyrwałeś mi chyba połowę włosów-powiedziała łapiąc się za głowę.
-Zapomniałem Cię ostrzec.. No, bo widzisz tak jakoś wyszło, że fryzjer ze mnie beznadziejny-powiedział odkładając szczotkę na miejsce.
-Zdążyłam się już o tym przekonać. Wiesz... Znam Cię dopiero parę minut, a już myślę, że kiedyś.. W przyszłości chciałabym mieć takiego męża jak Ty.
-Na prawdę? Wiesz.. Ja chciałbym mieć taką uroczą żonę jak Ty-powiedział zaczynając łaskotać dziewczynkę.
-G-G-Germi... Przestań!-powiedziała próbując jakoś uniknąć łaskotek.
-German? Co Ty tutaj robisz?-do pokoju weszła mama Angeles.
-Angelica? Ja...eee.. Przyszedłem dać prezent Angie.
-Nie powinieneś tu w ogóle przychodzić. Wyjdź-powiedziała.
-No cóż. Nic tu po mnie-powiedział wstając z łóżka.-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Angie.
-Odwiedzisz mnie jeszcze Germi?
-Postaram się blondyneczko-powiedział z nikłym uśmiechem wychodząc z jej pokoju.
-Mamo... Czemu wygoniłaś Germiego?-zapytała dziewczynka tupiąc nogami w podłogę.
-On ma na imię German nie Germi. On tu nie powinien przychodzić.
-Dlaczego?
-Bo... Może kiedyś się dowiesz.
-Dziękuję za to, że zepsułaś mi urodziny. Gdyby nie pojawił się tutaj Germi umarłabym z nudów.
-Ty nic nie rozumiesz...-powiedziała Angelica kręcąc głową.
-Ja? Ja mam dość tej zabawy. Idę spać.
-A co z gośćmi?
-Wyproś ich, albo niech się bawią beze mnie. Dobranoc-powiedziała rzucając się na łóżko. To był dla niej jednocześnie najlepszy i najgorszy dzień w życiu.

I oto przed państwem jednorazówka. :D :D Ale oficjalnie xD Czasami sama siebie zadziwiam... Nie no jestem nienormalna.. xD Nic mi się nie chcę.... Siedzę teraz do 00 w nocy a rano na 6 budzik sobie nastawię i tak najpewniej wstanę koło 7. Nie jestem rannym ptaszkiem :D W najbliższym czasie pojawi się rozdział ślubny xD mam już połowę napisaną :D Powodzenia w szkole :P :D :*

//Angeles  

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 49

-To najpierw wybieramy sukienkę dla Ciebie- powiedziałam ciągnąc ją w stronę jednego ze sklepów.- Co myślisz o tej sukience?-zapytałam pokazując jej pomarańczowo-żółtą sukienkę.
-Angie naprawdę chcesz, żebym wyglądała jak landrynka?-zapytała robiąc minę jakby miała zwymiotować.
-A ta?-pokazałam jej biało-błękitną sukienkę na ramiączkach.
-Bez urazy Angie, ale może sama poszukam sobie sukienki.-mrugnęłam do mnie i zaszyła się w sklepie. Podeszłam do jakiegoś stojaka i zaczęłam przeglądać wiszące na nim sukienki.
-Co powiesz o tej?-zapytała podtykając mi pod nos błękitną sukienkę na ramiączkach.
-Śliczna jest. Przymierz ją.-powiedziałam oddając ją jej z uśmiechem. Naturalnie... kupiłyśmy ją.
-A więc panno Angeles. Przyszła kolej na Ciebie- powiedziała z uśmiechem zaprowadzając mnie do salonu sukni ślubnych. Od razu po wejściu uderzyła w moje oczy górujący tutaj kolor bieli. Na pierwszy rzut oka wszystkie sukienki wyglądały tak samo. Podeszła do nas sprzedawczyni.
-W czymś mogę panią pomóc?-zapytała z szerokim nienaturalnym uśmiechem.
-Tak.. Ma pani jakieś bajeczne sukienki?-zapytała Violetta z błyskiem w oczach.-Na tą panią obok.-wskazała na mnie. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem.
-Wydaje mi się, że mam dla pani kilka propozycji. Proszę przejść do przymierzalni. Zaraz pani przyniosę.-powiedziała znikając we wnętrzu sklepu. Z cichym westchnięciem ruszyłam w stronę przymierzalni. Spojrzałam na siebie w lustrze. Jak ja będę wyglądała w sukni ślubnej? Jakoś sobie tego nie wyobrażam. Sprzedawczyni podała mi całą masę sukienek. Czas znaleźć numer do psychiatryka. Pomyślałam i zdjęłam pierwszą z wieszaka. Kiedy tylko ją nałożyłam wiedziałam, że to był błąd. Za dużo falbanek, wszystko w wersji mega. Mnie w niej prawie nie było widać.
-Bez urazy Angie, ale to chyba nie Twój styl-powiedziała Violetta patrząc na mnie zza kotary.
-Miło, że ktoś uważa tak samo.-powiedziałam. Nałożyłam kolejną. W sumie była całkiem niezła. Kupiłabym ją gdybym w ostatniej chwili nie zauważyła jakiejś plamy na dole sukienki. Myślałam, że już nic dzisiaj nie znajdę, a jednak.. Ostatnia sukienka okazała się strzałem w dziesiątkę.
-Łał Angie ona jest boska- wypiszczała zachwycona nastolatka. Uśmiechnęłam się do niej. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze.
-Bierzemy-powiedziałam i poszłam się przebrać. Przy kasie zapłaciłam więcej niż się tego spodziewałam. Wyszłyśmy ze sklepu z całym zestawem mojego ślubnego wyposażenia. Oprócz butów. Tak więc poszłyśmy do sklepu obuwniczego. Moja siostrzenica wybrała kremowe buty na małym korku. Mnie namówiła na białe szpilki na ogromnym obcasie.
-Jak się przez Ciebie wywalę to mnie popamiętasz-powiedziałam cicho kiedy stałyśmy przy kasie.
-Oj... Zaryzykuję.-powiedziała zaczynając się śmiać.-Jak się czujesz z tą świadomością, że niedługo, bo już za cztery dni będziesz mężatką?-zapytała Violetta kiedy szłyśmy w stronę domu.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
-No gdybym nie chciała o bym chyba nie pytała.
-Bo widzisz... Boję się, że się zbłaźnię.
-Czemu?
-Widziałaś buty jakie kupiłam? Jeżeli się w nich nie wywrócę o będzie cud.
-Oj nie przesadzaj... Tata będzie Cię trzymał.-powiedziała wytykając mi język.
-No może później.... Ale w kościele mogę się wywrócić jak będę szła do ołtarza. Będę wtedy na widoku. Wszyscy będą się na mnie patrzeć. To będzie katastrofa...
-Angie, Angie, Angie... Tata Cię złapie...
-Co Ty masz z tym tatą?-zapytałam zirytowana patrząc na nią.
-No co? Kocha Cię to by Cię złapał. To by było takie romantyczne.
-To może niech jeszcze zacznie padać w tym kościele?
-Czemu nie? Pocałunek w deszczu...
-A kto tu mówił o całowaniu?
-No nie mów, że się z nim nie całowałaś.
-A kto powiedział, że nie? Ale czuję się dość niekomfortowo rozmawiając z Tobą na takie tematy.
-Oj nie przesadzaj Angie... Tata dobrze całuje?-zapytała nie zważając na pojawiające się na moich policzkach rumieńce.
-Idealnie.-powiedziałam całą czerwona.
-Haha... A gdzie jedziecie na miesiąc poślubny?-zapytała otwierając drzwi willi.
-Nie mam pojęcia.
-To jeszcze tego nie wiesz?
-Tak jakoś wyszło-powiedziałam odkładając torby na sofę.-Idziesz ze mną do taty?-zapytałam patrząc na nią.
-Pewnie, ale tylko na chwilę, bo umówiłam się z Leonem.. Wiesz czasami Ci zazdroszczę tego, że tata tak Cię kocha.-powiedziała kiedy szłyśmy w stronę szpitala.
-Ale przecież Leon Cię kocha czemu tak mówisz?
-Bo Leon.... Leon... z nim wszystko jest skomplikowane..
-A myślisz, że z Twoim tatą zawsze jest tak kolorowo?
-A nie?
-Violu, Violu... Życie nigdy nie jest takie jakbyśmy tego chciały. Chociaż kocham Twojego tatę, czasami mam go szczerze dość.-nastolatka zaczęła się śmiać.
-Ale wiesz Angie.. Powiem Ci coś bardzo ważnego...-powiedziała przysuwając się do mnie bliżej.-Bardzo się cieszę, że będziesz z tatą, że będę miała prawdziwą rodzinę i, że... Jesteś dla mnie jak mama... Nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym i Ciebie stracić...-powiedziała spuszczając głowę. Objęłam ją ramieniem przytulając do siebie.
-Nie martw się Violu... Zawszę będę przy Tobie... Nawet wtedy kiedy będziesz miała mnie już dość... Moja mała siostrzenico-córeczko.- cmoknęłam ją w czoło, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Otworzyłam drzwi i weszłyśmy do chłodnego holu. Weszłyśmy do sali, w której leżał German.
-TATA!-krzyknęła Violetta przytulając się do niego. Patrzyłam na nich z uśmiechem. Usiadłam na brzegu łóżka. Violetta opuściła nas po 30 minutach. Zostaliśmy sami.
-A więc sukienkę masz już kupioną?
-Z wielkim trudem, ale tak.- powiedziałam przesuwając się lekko w jego stronę.
-A ja jeszcze nie mam garnituru.
-Oj no nie trzeba było wylądować w szpitalu. Wszystko już byś miał.-powiedziałam z uśmiechem.
-Jutro wychodzę.
-A zdążysz to wszystko załatwić w dwa dni?-zapytałam patrząc na niego niepewnie.
-Jak nie zdążę to przyjdę w samych bokserkach na ślub i tyle.-powiedział z uśmiechem.
-Wiesz... Zrobiłbyś chyba nie małe widowisko... Ale ten Twój strój.. No uznajmy, że byłbyś oryginalny.
-Ale podobałbym Ci się-powiedział z urzekającym uśmiechem.
-Teraz też mi się podobasz-powiedział z delikatnym różem na policzkach.
-Pójdziesz jutro ze mną na zakupy? Ja jakoś sam się do tego nie nadaję.-powiedział kręcąc zrezygnowany głową.
-Jasne.-powiedziałam-Jutro po tym jak Cię wypiszą możemy iść do centrum i kupimy Ci garniur.
-Wiesz właśnie sobie przypomniałem o jeszcze jednym ważnym szczególe.
-Jakim?
-Chyba żaden ślub nie obędzie się bez obrączek-powiedział mrugając do mnie.
-Też prawda...Kompletnie mi z głowy wyleciało. Wiesz... Przez ten ślub o wszystkim zapominam... Nie zdziwiłabym się jakbym w dniu ślubu zapomniała o założeniu sukienki, albo o wstaniu o odpowiedniej godzinie-powiedziałam wywracając oczami.Położyłam się obok niego i ułożyłam swoją głowę na jego klatce.
-Nie będzie tak źle... Jak coś to Cię obudzę-cmoknął mnie w czubek głowy-Wiesz Angie... Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku.
-Boję się-wyszeptałam cicho. German uniósł moją głowę do góry tak, że teraz patrzyłam prosto w jego oczy.
-Spójrz na mnie kochanie... Nigdy bym Cię nie skrzywdził. Zawsze będę przy Tobie. Wszystko będzie dobrze. Uwierz w nas. Nie martw się. Jakoś to przetrwamy. Ja też się stresuję. Nie wiem dlaczego, ale jest to dość niespotykane. Może to dlatego,że tak bardzo mi na Tobie zależy Angie-patrzyłam na niego szklistymi oczami.
-Wiesz German.. Ja...Kocham Cie-powiedziałam unosząc delikatnie głowę do góry.
-Ale wiesz... Nie tak bardzo jak ja Ciebie Angeles-powiedział pochylając się delikatnie nademną. Zetknęliśmy się nosami. Uśmiechnęłam się widząc iskierki w jego oczach. Pokonał dzielące nas kilka milimetrów i złączył nasze usta w pocałunku.
-Ekhem..-usłyszeliśmy ciche chrząknięcie. Speszona oderwałam się od niego i spojrzałam w stronę drzwi. Stała w nich pielęgniarka.- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan-spojrzała znacząco na Germana-musi wziąść lekarstwa-przygryzłam dolną wargę.
-To ja może pójdę..-powiedziałam z zarumienionymi policzkami. Zabrałam torebkę z łóżka. Cmoknęłam Germana w policzek i ruszyłam w stronę drzwi.Wyminęłam pielęgniarkę i wyszłam na korytaż.
-Ładną ma pan żonę-powiedziała chyba ta kobieta.
-Prawda?-głos Germana brzmiał dość wyraźnie.Ech.. Ślub dopiero za trzy dni, a on już uważa mnie za swoją żonę. Nie wiem czemu, ale na tą myśl na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ruszyłam w drogę powrotną. Przechodziłam właśnie przez park kiedy zauważyłam niedaleko swojego przyjaciela.
-PABLO!-krzyknęłam machając do niego. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął.
-Angie. Jak idą przygotowania do ślubu?-zapytał przytulając mnie.
-Wyśmienicie. Jutro idę jeszcze z Germanem na zakupy.
-A czemu nie możecie tego dzisiaj załatwić?
-Bo tak jakoś wyszło,że German jest w szpitalu.
-O, a co mu się stało?-zapytał a przez jego twarz przeleciał wyraz tak jakby satysfakcji.
-Miał bliższe spotkanie z Dallasem, pamiętasz go?
-To ten Twój ex, z którym potem się zaprzyjaźniłaś, ale nie chciałaś już z nim być?
-Tak, dokładnie ten sam.
-A co on tutaj robił? On nie mieszkał czasem w Madrycie?
-Przyjechał i koniecznie chciał ze mną być.
-A Ty co na to?
-No skoro nadal planujemy z Germanem ślub to chyba mu się to nie udało, prawda?
-No ogólnie rzecz biorąc tak. Wiesz czasami naprawdę mnie zadziwiasz Angie-powiedział z uśmiechem, przytulając mnie.
*Następnego dnia*
Poszłam do szpitala. Dzisiaj German miał zostać wypisany. Z uśmiechem na twarzy weszłam do jego sali, ale go nie zastałam. Zniknął mój dobry humor. Gdzie on był? Na moich biodrach znalazły się czyjeś dłonie. Wystraszona odwróciłam się i wpadłam prosto w ramiona mojego narzeczonego.
-Gdzie Ty byłeś?-zapytałam odzyskując równowagę trzymając dłonie na jego klatce.
-A wypisali mnie jakąś godzinkę temu. Byłem się jeszcze przejść.
-Nie mogłeś mnie prędzej o tym powiadomić? Przyszłam bym wcześniej.-powiedziałam robiąc niewyraźną minę.
-Oj no będziesz mnie miała na głowie wiele lat. Godzina to chyba nie wiele-powiedział odgarniając mi włosy do tyłu.
-No może i masz rację, ale stęskniłam się za Tobą-spuściłam głowę-Chodź może lepiej na te zakupy-wzięłam go za rękę i wyszliśmy ze szpitala. Poszliśmy do centrum. Weszliśmy do jakiegoś sklepu. Spędziliśmy tam ponad godzinę. Byłam już naprawdę znudzona.
-Geeeeerman.. Ile można wybierać jeden garnitur?-zapytałam przybierając znudzony wyraz twarzy. Długo nie musiałam się starać.
-A Ty ile wybierałaś sukienkę?-zapytał zgryźliwie.
-Oj no nie, aż tyle-powiedziałam odsuwając zasłonę i patrząc na niego.- O, a ten? Ten może być?-zapytałam odgarniając włosy z oczu.
-No właśnie miałem go wziąść, ale może jeszcze parę przymierzę i powkurzam Cię....
-Geeeerman... Bo zaraz mnie coś trafi-powiedziałam krzyżując ręce na klatce.
-Nie denerwuj się.... Weźmiemy ten i już idziemy na dalsze zakupy- powiedział z urzekającym uśmiechem. Zasunęłam zasłonę i oparłam się o ścianę. Wyszedł po jakiś pięciu minutach.
-Szybki jesteś... Ale wiesz... Nigdy więcej już nie idę z Tobą na zakupy-powiedziałam kiedy staliśmy przy kasie.
-Oj... Jeszcze zmienisz zdanie-powiedział obejmując mnie ręką w talii.
-Zobaczę jeszcze-powiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Chodź, naprzeciwko jest jubiler-wyszeptał mi do ucha.
-I znowu będziesz wybierał godzinę?-zapytałam patrząc na jego twarz.
-Nieee... Teraz 30 minut, bo będziemy wybierali oboje-powiedział śmiejąc się.
-To mnie pocieszyłeś-otworzył drzwi i przepuścił mnie-Bawisz się w gentelmena?-zapytałam spoglądając na niego.
-Ja zawsze nim jestem-powiedział mrugając do mnie.
-W czym mogę państwu pomóc?-zapytał mężczyzna za ladą.
-Szukamy obrączek. Cena nie gra roli.-uwzględnił mój narzeczony.
-Hmm... Chwileczka.-zniknął gdzieś na zapleczu. Ja zaczęłam się rozglądać po sklepie. Było tu wiele cudownych rzeczy, ale na większość nie było mnie stać.
-Co państwo myślą o tych?-zapytał kładąc na ladzie parę par pierścionków. Wszystkie były piękne, ale nie wzbudziły mojego zainteresowania. Kiedy sprzedawca wyszedł znowu na zaplecze zauważyłam idealne obrączki.
-German...-powiedziałam cicho-a co myślisz o tych?-zapytałam wskazują na parę leżącą obok nas.
-Śliczne są-powiedział obejmując mnie od tyłu-Chcesz tą parę?-wyszeptał mi do ucha. Kiwnęłam głową. Wrócił sprzedawca.
-Poprosimy tę parę proszę pana-German wskazał na te obrączki.
-Doskonały wybór-powiedział mężczyzna z uśmiechem.German zapłacił i wyszliśmy ze sklepu.
-I to już wszystko na dzisiaj?-zapytałam patrząc na niego.
-Na dzisiaj tak, a jutro już tylko sprzątanie-powiedział, a ja cicho jęknęłam. Nie lubiłam sprzątać.
*Następny dzień po następnym czyt. jeden dzień do ślubu*
Obudziłam się wcześnie rano. Nie wiem dlaczego może to przez ten stres? Jutro miał być mój ślub? Czemu się stresowałam? No nigdy się nie żeniłam! Od samego rana w całym domu trwały przygotowania. Mama miała przyjechać jutro z samego rana. Dzisiaj wszyscy byli zajęci swoimi sprawami i stresowali się jutrzejszym dniem, a ja to już w ogóle szkoda gadać. Cała się trzęsłam i wszystko wypadało mi z rąk.
-Angie... Może lepiej idź się już położyć-powiedział German łapiąc potrącony przeze mnie wazon.
-Może masz rację-powiedziałam zrezygnowana odkładając ścierkę na krzesło.
-Co się z Tobą dzieje, Angie?-zapytał kładąc mi dłonie na ramionach.
-Bo, German.. Boję się, że jutro kompletnie się skompromituję, że coś zrobię nie tak...
-Znowu zaczynasz? Angie już to przerabialiśmy.... Wszystko będzie dobrze.
-A jeśli nie?-zapytałam łamiącym głosem, opuszczając ramiona i spuszczając głowę.
-Zróbmy tak... Dzisiaj śpisz u mnie i nie chcę słyszeć ani słowa sprzeciwu...-powiedział unosząc moją głowę w górę-Idź się przebrać w piżamę i przyjdź do mnie, bo inaczej sam Cię przyniosę.
-To była groźba?-zapytałam przywołując na twarzy uśmiech.
-Tak-odpowiedział z uśmiechem.
-Jesteś zdumiewający-pokręciłam głową zaczynając się śmiać.
-Czyli się zgadzasz? Przyjdziesz?-zapytał kiedy miałam już za sobą ponad połowę schodów. Spojrzałam na niego z góry.
-Zobaczę-wytknęłam język i zniknęłam za drzwiami pokoju. Wzięłam ręcznik i koszulę nocną. Poszłam się myć. Po krótkim prysznicu ubrałam się w moją piżamę i związałam włosy w kitkę. Wyszłam z łazienki, zostawiłam swoje rzeczy w pokoju i przez chwile zatrzymałam się w korytarzu. Postanowiłam jednak zdecydować się na tą propozycje Germana. Weszłam do jego pokoju. Nie było go jeszcze. Ułożyłam się wygodnie na jednej połowie łózka. Przykryłam się kołdrą. Oczy same mi się zamykały. Usłyszałam skrzypienie drzwi. Zaraz obok mnie położył się German. Przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam głowę w jego klatkę.
-Dobranoc-wyszeptałam cicho.
-Dobranoc kochanie-powiedział całując mnie w czoło. Jutro miał być nasz wielki dzień.

Meeeeeega rozdział dotyczący przygotowań do ślubu... xd Nudziło mi się u babci, a więc takim sposobem powstało takie oto monstrum. :D Dzisiaj powracają nowe odcinki "Violetty" Cieszycie się??? Dzisiaj urodziny ma też Pablo Espinosa- serialowy Tomas- Lubiliście go???  A więc bez większych ceregieli następny rozdział to ślub.. Ale, żeby was potrzymać w niepewności przed ślubnym rozdziałem pojawi się jednorazówka, którą wczoraj napisałam. :P Wiem jestem zła, okropna, zepsuta do szpiku kości, ale cóż... Nic się we mnie nie zmieniło od urodzenia. :D A i prawie bym zapomniała :D Todo lo mejor dla panny Kamci ;* z okazji jej urodzin. Sto lat <3. 

//Angeles


czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 48

-Ja... Dallas... Ci chyba do reszty rozum odjęło jeżeli myślisz, że wyjadę z Tobą nie wiadomo gdzie. Podróż w ciemno? Nie dzięki, to nie dla mnie... Wiesz co Ci powiem? Jesteś zaparzonym w siebie kretynem, który nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. To jest żałosne.... Nie to Ty jesteś żałosny...Ty i to Twoje postępowanie. Nie możesz zrozumieć tego, że ktoś jest szczęśliwy? Chcesz tylko mieć kontrolę nad wszystkim i nad wszystkimi. Nie potrafisz przyjąć do świadomości tego, że ktoś nie chce się z Tobą związać... że ktoś woli być z kimś innym niż z Tobą... Jesteś po prostu zadufanym w sobie dupkiem. Prawda boli, prawda? Wolałbyś tego nie usłyszeć? To masz pecha. Czasu się nie cofnie, a szczerze tego nie żałuję.. Nie żałuję tego, że w końcu odważyłam się i wszystko Ci wygarnęłam. Mam satysfakcję widząc wyraz Twojej twarzy. Szkoda, że nie widzisz się teraz w lustrze. A więc tak... Dallas... odpuść sobie w końcu, bo i tak nic nie zyskasz... Możesz tylko stracić... I to wiele. Daj nam spokój, inaczej... Inaczej może się zainteresować Tobą policja. Wybacz, ale ja już mam tego wszystkiego dość.- pokręciłam głową. Spojrzałam na niego jeszcze raz i ruszyłam w stronę wyjścia z parku. Dallas nic nie odpowiedział na moje słowa.  Stał i patrzył na mnie z niemym zdziwieniem. Wyszłam z parku. Zdawało mi się, że słyszę jego słodki głos wyzywający mnie od najgorszych, ale może jednak się przesłyszałam. Weszłam do chłodnego holu w szpitalu. Bez zbędnych formalności w recepcji, ruszyłam w stronę sali, w której leżał German. Weszłam do pomieszczenia zamykając cicho drzwi. Usiadłam na krześle przy łóżku. Spojrzałam niepewnie na twarz mężczyzny.
-Dobra mów co znowu zrobiłaś.- powiedział German nie otwierając oczu.
-Skąd wiedziałeś, że to ja? Przecież nawet na mnie nie spojrzałeś.-popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem. Otworzył oczy spoglądając na mnie.
-Bo wiesz tak jakoś wyszło, że znam zapach Twoich perfum. I muszę przyznać, że bardzo ładnie pachną.-na jego twarzy pojawił się uśmiech.- A więc słucham. Co nabroiłaś?
-Ja? Nic. To Ty się spotkałeś z Dallasem. Po co? Po to, żeby wylądować tutaj?
-Wiesz wizyta tutaj nie była zamierzona. Skąd miałem wiedzieć, że on mnie zaatakuje?
-No mi się wydaje, że każdy by to przewidział tylko nie Ty.
-Czy Ty chcesz mnie koniecznie obrazić?-zapytał, a z jego twarzy nie znikł uśmiech. Myślałam, że kiedy się denerwuje to na jego twarzy pojawia się grymas, a nie uśmiech. Zdezorientował mnie tym.
-No....Nieee...Wybacz.
-Nie ma sprawy. A gdzie byłaś?
-O co Ci chodzi?
-Gdzie byłaś po tym jak ode mnie wyszłaś.?
-Aaaa.. Wtedy. Musiałam się spotkać... Ze starym znajomym- powiedziałam unikając jego wzroku.
-Z kim?- zapytał unosząc głowę z poduszki.
-Z.. nie znasz..- powiedziałam lekko się rumieniąc przez jego przenikliwy wzrok.
-Może jednak? No Angie.. powiedz...-usiadł na łóżku przymykając oczy. Obrócił moją twarz w swoją stronę. Teraz patrzyłam prosto w jego oczy.- Angie?
-Nie powinieneś jeszcze wstawać.
-Ja nie wstaję.. Ja siedzę... Nie unikaj odpowiedzi. Z kim się spotkałaś?
-German... Z... Dallasem... Nie złość się- powiedziałam. patrząc jak z jego oczu znika blask.
-Po co się z nim spotkałaś?
-Po to samo co Ty. Żeby dał nam w końcu spokój- powiedziałam ściągając jego rękę ze swojego policzka.
-Angie.. Powiedziałem już, że ja chcę to załatwić, a Ty nic nie musisz robić. Zrozum.
-German.. Ale ja nie jestem jakąś... No czy według Ciebie jestem do niczego nie potrzebna? Sama też chcę coś zrobić. Nie chcę stać bezczynnie kiedy coś dzieje się... Mojej rodzinie-spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Angie, Ja naprawdę chcę dla was jak najlepiej dlatego pozwól mi działać. Jeszcze wszystko się ułoży.
-Wieeeesz.....
-Dobra, mów o czym z nim rozmawiałaś.- powiedział opadając zrezygnowany z powrotem na poduszkę.
-Bo to... tak jakoś wyszło, że na koniec go trochę... powyzywałam- powiedziałam z uśmiechem. German zaczął się śmiać.
-Ciekawe jak on na to zareagował.
-A jak myślisz?
-No jeżeli jakoś Cię uraził to przysięgam Ci, że długo nie pożyje.
-On Cię o mało nie zabił, a Ty chcesz się z nim jeszcze raz spotkać?
-No wiesz... Nikt nie będzie obrażał mojej przyszłej żony.- powiedział biorąc moją rękę w swoje dłonie. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Zdążysz wydobrzeć do ślubu?
-Mam jeszcze tydzień.. Zdążę.
-Niecały tydzień..- mruknęłam cicho.
-A no tak.. Pięć dni.. Kupiłaś już sukienkę?-dodał z błyskiem w oczach.
-Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.- powiedziałam uderzając się w głowę otwartą dłonią. A on jakby nigdy nic zaczął się ze mnie śmiać.-Ejjjj.. Nie ładnie się tak ze mnie śmiać-powiedziałam udając obrażoną.
-Wybacz... Ale wiesz... Ja też nie mam jeszcze odpowiedniego stroju...- i nadal się śmiał, a ja dołączyłam do niego.
*Następnego dnia*
-Vioooolu-powiedziałam wchodząc do jej pokoju o... chyba 8.
-Słuuuuucha,?- odpowiedziała rzucając we mnie poduszką, którą złapałam tuż przed twarzą.
-Idziemy dzisiaj na zakupy-powiedziałam odrzucając jej różową poduszkę.
-Oooo..a z jakiej okazji?- powiedziała z uśmiechem podchodząc do szafy. Szybko się ubrała i podeszła do mnie szczerząc zęby.
-Chcesz iść na mój ślub w worku?- zapytałam z uśmiechem pociągając ją za sobą.
-Aaaaa... Trzeba było tak od razu!- krzyknęła i z entuzjazmem teraz to ona ciągnęłam mnie w stronę centrum.
-Ja tu chyba zaraz zwariuję.- powiedziałam szeptem z uśmiechem na twarzy.
-Coś mówiłaś?-zapytała Viola odwracając się do mnie.
-Nic takiego. Tylko to, że Cię kocham.
-Oooo.. Ja Ciebie też.- przytuliła mnie do siebie. Po 10 minutach byłyśmy już w centrum. Od czego by tu zacząć?


HM....To już chyba mój nawyk.. Kończyć w jakiś momentach :D Złaaa jaaaa xD Jutro piątek... W końcu..  Chociaż mam wtedy okropne lekcjeeee.... A i jeszcze do tego muszę jutro iść ubrana na apelowo, bo apel jest... ale jest jeden plus... Przepadnie mi MEEEGA kartkówka z angielskiego.. :D Ale mam jutro matmę, a jej nie znoszę.. :/ Miłego czytania ;) :*

//Angeles

środa, 5 marca 2014

Rozdział 47

*Angie*
Tak więc jeden dzień dałam Germanowi spokoju. Jednak następnego dnia z samego rana byłam w szpitalu. Leżał w sali numer 12. Usiadłam na krześle obok łóżka, które stało obok okna. Chwyciłam rękę Germana w swoje dłonie i przyłożyłam ją do ust. Jak mógł być tak naiwny. Czy on wierzył w to, że to spotkanie nie zakończy się tragicznie? Delikatnie odłożyłam jego dłoń z powrotem na pościel i spojrzałam na jego twarz. Głowę obandażowali mu bandażem, ale mam nadzieję, że to nic poważnego. Nie wiedziałam czym Dallas uderzył Germana, ale widząc jego obecny stan nie było to nic lekkiego. Oczy miał zamknięte i miarowy oddech. Spał. Może to i lepiej. Może gdyby się obudził skrzyczałabym go i co by z tego dobrego wyszło? Głowa by go tylko bardziej bolała. Pocałowałam go w czoło i wyszłam z sali wyciągając telefon. Wybrałam numer.
-Spotkajmy się w parku. NATYCHMIAST.- postawiłam nacisk na ostatni wyraz.
-Oj widzę, że kocica pokazuje pazurki.- usłyszałam szyderczy głos w telefonie.
-Nie podniecaj się tam za bardzo tylko chodź do parku nie mam zamiaru czekać za Tobą dłużej niż to jest przewidziane.- powiedziałam i się rozłączyłam. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam ze szpitala. Poszłam w stronę parku, który był niedaleko. Usiadłam na ławce i czekałam na nadejście mojego... ex przyjaciela. Po chwili zjawił się. Pełen pewności siebie i pewien swojego uroku szedł przez park w moim kierunku.
-Angeles, Angeles.. Nigdy nie sądziłem, że zgodzisz się ze mną spotkać z własnej woli.- powiedział patrząc na mnie z góry z szerokim uśmiechem.
-Przyszłam tu w konkretnej sprawie.- powiedziałam wstając.- Więc nie myśl sobie nie wiadomo czego, bo tu nie o to chodzi.
-A więc co zmusiło Cię do przyjścia tutaj?- wskazał na park.- Do spotkania ze mną?- zapytał udając zdziwionego wskazując na siebie.-Słucham- powiedział krzyżując ręce na klatce.
-Czego chcesz?- zapytałam patrząc mu odważnie w oczy.
-Nie rozumiem Twojego pytania.-powiedział kręcąc głową.
-Czego chcesz za odczepienie się od mojej rodziny?- przewróciłam zirytowana oczami.
-Hm... Pytasz, bo sama tego chcesz czy coś Cię do tego zmusza?- zapytał przyglądając mi się podejrzliwie.
-Nie żartuj sobie. Przyszłam tu z własnej woli.
-Ty dobrze wiesz czego ja chcę.-powiedział mierząc mnie wzrokiem, mimowolnie na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
-Czego?-zapytałam patrząc się na swoje buty.
-Ech...Angeles...Taka błyskotliwa z Ciebie kobieta, a tego nie wiesz?
-Oj no dobra..-powiedziałam, a raczej syknęłam-Mów czego ode mnie oczekujesz? Odczepisz się od nas? Zrobię wszystko- dopowiedziałam cicho.
-Mówisz, że wszystko?
-Tak-odpowiedziałam podnosząc głowę i przyglądając mu się.
-Kuszące, nie powiem, że nie...To mówisz, że zrobisz wszystko-mruknął pod nosem.-A więc... zostaw tego pajaca i wyjedź ze mną, gdzieś daleko.
-Dallas..Ty do reszty zwariowałeś? Ja niedługo się żenię.. Co by pomyślała sobie o mnie moja rodzina gdybym zostawiłam Germana przed ołtarzem.?
-Taki jest mój warunek. Zgadzasz się. Zostawiam ich w spokoju. Wybór należy do Ciebie.
-Jak możesz chcieć czegoś takiego?-zapytałam marszcząc czoło.
-Dałaś mi wolny wybór Angeles. Nie miej pretensji do mnie, tylko do samej siebie.
-Czyli teraz oczekujesz, że zgodzę się na wszystko, ponieważ moja sytuacja jest beznadziejna?
-Dokładnie tak.-powiedział z szelmowskim uśmiechem.
-Jesteś okropny.
-Oj nie mów, że się tego nie spodziewałaś.
-I oczekujesz tego, że zostawię rodzinę i z Tobą pojadę.?
-I będziesz na zawsze tylko moja.
-O tym nie było mowy Dallasie...-powiedziałam wyczuwając w moim głosie pewien niepokój.
-Myślałem, że zorientowałaś się, że to właśnie o to chodzi.
-Ale ja Cię nie kocham.
-A co to ma za znaczenie? Jesteś ładna, no można nawet powiedzieć, że piękna, a ja też jestem niczego sobie. Byłaby z nas doskonała para.
-W związku przecież potrzebne jest uczucie.-powiedziałam łamiącym głosem.
-Ech.. Daj spokój z tą miłością Angie. Takie uczucie nie istnieje!- powiedział mi to prosto w oczy jakby wyobrażał sobie, że cały mój świat się zawali gdy tylko usłyszę okrutną prawdę.
-To, że w Twoim wyobrażeniu nie istnieje takie uczucie jak miłość, to już nie mój problem. Ja w porównaniu do Ciebie... k-kocham kogoś i nawet taki... taki ktoś jak Ty nie zmieni mojego stanowiska w tej sprawie.
-Uparta jesteś- powiedział ni to z podziwem ni to z pogardą.
-Przeszkadza Ci to w czymś?-zapytałam w bojowym nastroju.
-Oj i ukazujesz pazurki? Jesteś po prostu idealna.- powiedział przyglądając mi się z pewnym zainteresowaniem.-To jak zgadzasz się?
-Ja...eee...
-Dam spokój całej Twojej rodzinie.- zapewniał, a ja spojrzałam na niego niepewnie. Poświęcić się dla dobra rodziny.?
-Dallas.... ja...

Jaka będzie odpowiedź Angie.? Zgodzi się? A może jednak nie? Takie trochę... hm... bez sensu, ale ja nic na to nie poradzę, że ten rozdział wyszedł jak wyszedł. Nie mam ostatnio pomysłów.. Chociaż.. mam na kartce napisaną kolejną jednorazówkę. Chcecie jutro lub pojutrze rozdział czy właśnie jednorazówkę?:)

//Angeles

poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 46

Czekałam na cios, który zwaliłby mnie z nóg i najprawdopodobniej przez którego trafiłabym w najlepszym przypadku do szpitala w ciężkim stanie.Cios jednak nie nastąpił. Otworzyłam oczy i patrzyłam prosto na zirytowanego mężczyznę za kierownicą.
-Ruszy się pani w końcu? Ile można czekać? Życie pani nie miłe czy co!- za nim zrobił się już spory korek. Wymamrotałam coś pod nosem i zeszłam z jezdni na chodnik. Doszłam w końcu do willi. Od razu swoje kroki skierowałam do pokoju Violetty. Niepewnie zapukałam do drzwi jej pokoju. Weszłam po cichym "proszę". Siedziała na łóżku i jak zawsze pisała coś w swoim pamiętniku. Uśmiechnęła się do mnie odkładając zeszyt na szafkę nocną.
-Oooo... Angie wiesz jak Cię tu dawno nie było? Mam Ci tyle do opowiedzenia. Siadaj.- poklepała miejsce obok siebie.- A więc tak... Byłam ostatnio na randce... No z Leonem..Pojechaliśmy motorem... Rozumiesz to Angie jechałam motorem... Wiesz jakie to emocje???... I dojechaliśmy w takie miejsce... No takie... Magiczne...Tak jakby czas stanął i jakbyśmy byli tylko my na świecie... Wszystko tak odbiegało od normy.. W pozytywnym sensie.. No i pod koniec on poc...
-Chwila, chwila.. Całowałaś się?- zrobiłam minę numer "odkiedytosięcałujesz?".
-Żeby to pierwszy raz.- powiedziała machając ręką i zaczęła się śmiać.
-Ej to ile Ty się razy całowałaś?-zapytałam patrząc na jej zarumienioną twarz.
-Naprawdę Angie... Musiałaś zadać to pytanie?- zapytała patrząc na mnie roziskrzonymi oczami.
-Musiałam... A teraz odpowiadaj mi na pytanie.- powiedziałam przyciągając ją do siebie i przytulając.
-Byłoby chyba... tak łącznie z pięć... nie... z siedem ... a może osiem razy...
-Ej, bo jak tak dalej pójdzie to dojdziemy do stu.- powiedziałam zaczynając się śmiać, a ona dołączyła do mnie.
-Nie no.. stu na pewno nie było... Chyba było tylko dziesięć pocałunków.- powiedziała. Położyła głowę na moich kolanach i patrzyła na sufit, a ja bawiłam się jej włosami.
-I jak było?- zadałam pytanie, które chodziło mi po głowie.
-Cudownie.- odpowiedziała przybierając rozmarzony wyraz twarzy. Po chwili ocknęła się i spojrzała na mnie.- Chciałaś mi o czymś powiedzieć?- zapytała siadając po turecku obok mnie.
-Właściwie to tak... Bo widzisz... Wyniknęła taka sytuacja, że German... To znaczy Twój tata...
-Co z tatą?- zapytała, a z jej twarzy zniknął uśmiech.
-Twój tata... Jest w szpitalu.- powiedziałam z zamkniętymi oczami.
*German*
Strasznie bolała mnie głowa. Nie mogłem otworzyć oczu. Powieki były za ciężkie. Zresztą nie tylko one. Czułem się tak jakby moja głowa ważyła ponad tonę. Próbowałem poruszyć ręką, ale nie mogłem. Ta sytuacja była dziwna. Czemu nie mogę nic zrobić. Gdzie ja jestem? Chciałem coś powiedzieć, ale z moich ust nie wyszedł żaden dźwięk. Co tu się dzieje? Nie miałem siły walczyć z tym wszystkim. Wszędzie  było ciemno i pusto. Na końcu jakiegoś korytarza pojawiło się jakieś światło. Poszedłem w kierunku światłości. Kiedy moje oczy przywykły już do tego oślepiającego światła ujrzałem dwie postaci. Była jedna z moich sióstr i Maria. Dobra to jakiś kiepski żart. Zacząłem nerwowo rozglądać się dookoła siebie.
-Germiii... Jak dawno Cię nie widziałam kiedy do nas przyjedziesz?- rzuciła mi się w ramiona Sophie, moja siostra, którą miałem... hm.. dobre kontakty.
-Co Ty tu robisz?
-A przyszłam w odwiedziny. Nie mogę?- zadarła głowę do góry.- Wiesz przyprowadziłam Ci kogoś.- powiedziała wskazując teatralnym gestem na Marjię, która stała lekko z  boku.
-Nic z tego nie rozumiem. Gdzie ja jestem?
-Oj.. Mocno oberwałeś w głowę. I tak wyszło, że jesteś w szpitalu... Te kretyn walnął Cię czymś co wyglądało.. Nie wiem... Na taki solidny drut... więc ciesz się, że jeszcze żyjesz.- powiedziała jak zawsze rozgadana Sophie.
-Czyli ja żyję? To czemu jest tak ciemno?- pokazałem rękami na to co nas otaczało.
-Bo wiesz teraz jesteśmy... W Twojej głowie.. Wiesz German niby taki inteligentny jesteś, a tego nie wiesz?- zaczęła się śmiać moja kochana siostrzyczka.- Dobra widzę, że musicie chwilę porozmawiać. Do zobaczenia. Masz przyjechać. Zrozumiano?- pogroziła mi palcem i zniknęła. Zostałem sam. Z Marją. Spojrzała na mnie niepewnie.
-Dawno Cię nie widziałem.- powiedziałem łamiącym się głosem.
-German.- jej głos był jak echo.- Ja jestem z wami zawsze.
-To czemu ja tego tak nie odczuwam...
-Bo chcę, żebyś był szczęśliwy. Angie bardziej do Ciebie pasuje odemnie.- powiedziała patrząc mi odważnie w oczy.
-Czemu tak mówisz?
-German nie zaprzeczaj. Widzę, że ją kochasz bardziej odemnie. To jest prawdziwa miłość. Nawet nie wiesz jak trudno jest mi to mówić.. ale wysłuchaj mnie do końca proszę.. Widzę przecież, że moją siostrę darzysz o wiele silniejszym od tego wszystkiego co czułeś do mnie. Nie przerywaj.- powiedziała kiedy miałem już otwierać usta.-Z Angie możecie stworzyć kochającą rodzinę dla Violetty. Ona was potrzebuje. Obojga. Angie jest dla niej jak mama. Cieszę się, że to właśnie ona, bo mam świadomość tego, że ona was nie skrzywdzi. Kocha was. Tak mocno jak ja za wami wszystkimi tęsknie. German.. proszę Cię... Nie krzywdź Angie... Ona nie zasłużyła sobie na to, żeby cierpiała..Już dosyć miała w życiu przykrości, a Tobie ufa.. Wiem, że czasami potrafisz być dość... zapatrzony w sobie.- spojrzała na mnie znacząco.- Spróbuj się powstrzymać w niektórych sytuacjach i daj jej powiedzieć wszystko co jej leży na duszy. To naprawdę pomaga.A Ty zyskasz sobie u niej punkty. Muszę już wracać... - spojrzała w górę.- a właśnie....- spojrzała na mnie.- Przyjdę na wasz ślub. Życzyć wam szczęścia. Może nie będzie mnie widać, ale... czuję, że powinnam tam być.- powiedziała przybrała na twarzy uśmiech i zniknęłam. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem oczy. Uderzyło we mnie rażące światło. Żyłem. Bo mam dla kogo.

Kolejny rozdział. Ale się rozpędziłam dodaje z dnia na dzień ale lekcji nie odrabiam. Ten blog mnie demoralizuje. :D Ale to dobrze xD Jak mi się nie chcę iść jutro do szkoły. Zresztą jak zawsze. A dzisiaj prawie zaspałam :D Ale mój kochany tata musiał mnie obudzić. Jak patrzę na jutrzejszy plan płakać mi się chce. Ale cóż. A lista do skoku z mostu nadal aktualna :D

//Angeles

niedziela, 2 marca 2014

Rodział 45

Niepewnie przekroczyłam próg swojego pokoju znajdując się tym samym jakby na innej planecie. Z trudem dostałam się na sam środek pomieszczenia i rozejrzałam się dookoła. Pokój przypominał kwiaciarnię. Tylu kwiatów chyba w całym moim życiu nie widziałam. Podeszłam do łóżka gdzie na wygładzonej pościeli leżał ogromny bukiet czerwonych róż. Usiadłam i wzięłam go do ręki. Wyciągnęłam z niego kopertę. Odłożyłam bukiet na bok. W kopercie naturalnie znajdował się list.

 Angie!

Ja naprawdę nie chciałem Cię okłamać. Tego listu nie uważam za coś ważnego więc nie chciałem Cię nim niepotrzebnie martwić. Spotkam się z nim jutro z czystej ciekawości. Nie denerwuj się, proszę. Nic już nie zmieni mojej decyzji. Robię to dla świętego spokoju. Dlatego, żeby się w końcu od nas odczepił. Rozumiesz mnie, prawda?
Słodkich snów Angie.
German.
Ps.:Podobają Ci się kwiaty? 

Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Jak ja mam tu spać? Duszno i jeszcze zapachy wszystkich kwiatów się pomieszały. Otworzyłam okno i wyszłam z pokoju. Gdzie ja ma teraz spać? U Violetty są na noc koleżanki. Wychyliłam się przez barierkę schodów. Na sofie spał Ramallo. Olga u siebie, ale jakoś do niej nie pójdę, dziwna by wtedy była sytuacja. Spojrzałam niepewnie na drzwi sypialni Germana. Nadal się na niego gniewam? Trochę, ale znając mnie niedługo cała złość mi minie. Nie wiedząc czemu miałam straszną słabość do tego mężczyzny. Działał na mnie jak nikt inny, czego nie mogłam w żaden sposób zrozumieć. Podeszłam do drzwi i dotknęłam lodowatej klamki. Otworzyłam delikatnie drzwi. Światło padało na osobę leżącą na łóżku. Spojrzałam na niego z uśmiechem. Tak słodko spał. Podeszłam do niego i pocałowałam go w czoło. Poruszył się niespokojnie mrucząc coś pod nosem. Przewrócił się na drugi bok i nadal spał. Wyszłam z jego pokoju i ruszyłam w stronę pokoju mojej siostry. Położyłam się na łóżku podciągając nogi pod brodę. Od razu prawie zmożył mnie sen.
Obudziłam się... szczerze nie mam pojęcia o której, Chwyciłam torebkę z której wyciągnęłam telefon. 14:02. Nie no pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się tak długo spać. Szybko zerwałam się z łóżka czego skutkiem był przeszywający ból głowy, który po chwili na szczęście ustąpił. Poprawiłam włosy przed lustrem i wyszłam z pomieszczenia. W całym domu było cicho. Strasznie cicho. Weszłam do swojego pokoju skąd z szafy do któej z trudem doszłam wyciągnęłam ciuchy, chwyciłam ręcznik i poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic. Ciepła woda. Czego chcieć więcej do szczęścia? W końcu wyszłam. Owinięta ręcznikiem stanęłam przed lustrem i rozczesałam mokre włosy, które wysuszyłam lekko podkręcając. Przejechałam rzęsy tuszem, a powieki pomalowałam na lekko pomarańczowy odcień. Usta musnęłam jasnoróżową szminką. Narzuciłam na siebie jeszcze pomarańczową sukienkę wiązaną na szyji i białą katanę. Zeszłam na dół spoglądając na zegarek 15:34. Ile kobiecie może zająć wizyta w łazience? Poszłam do kuchni gdzie zrobiłam sobie kanapki i kawę. To wszystko przeniosłam na stolik naprzeciwko telewizora, który włączyłam. Wybiła 16. Komedia, która akurat leciała strasznie mnie znudziła. Nic innego nie było. Zrezygnowana wyłączyłam telewizor i położyłam się kładąc poduszkę na twarz. Chwilę tak leżałam. Zerwałam się momentalnie na równe nogi. German miał się dzisiaj spotkać z Dallasem! O 16! W parku! O Boże!.
Wyszłam z domu i szybko poszłam w stronę parku. Widziałam ich już z daleka. Niespodziewanie Dallas zamachnął się, a German nic nie świadomy padł na ziemię. 
-NIE!!- krzyknęłam i pobiegłam w ich stronę. Dallas uciekł. Przyklęknęłam przy Germanie sprawdzając puls na jego szyji. Żył. To dobrze. Ale... Mogło mu się coś stać. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam telefon z torebki. Karetka zjawiła się po 5 minutach i zabrała go do szpitala. Dzisiaj będą robili mu badania, nie przydam się tam na nic. Ze spuszczoną głową ruszyłam w stronę willi. Po moich policzkach popłynęły łzy. Czemu ja pozwoliłam mu na to spotkanie. Usłyszałam pisk opon. Pogrążona w myślach nie zauważyłam nawet kiedy weszłam na ruchliwą jezdnię. Podniosłam głowę i spojrzałam prostą w jadący na mnie samochód. Zamknęłam oczy czekając na zderzenie.....

Jest rozdział. Pod koniec trochę... chory.... to dobre określenie. :D Jak mi się nie chcę iść do szkoły... ale mus to mus... a jak na złość nie mogę się rozchorować. Co ja cierpię na chodźdoszkołyboniezachorujeszidźlepiejdowariatkowatamcięprzyjmązotwartymiramionami. Istnieje taka choroba? Jak tak to właśnie na nią cierpię :D Wiem, że późno, ale tak mnie na noc coś wzięło. Zaczynam już pisać od rzeczy ale to przez tą godzinę. Branocki. Germanginowych snów :* <3

//Angeles